Wkurzam salon Wkurzam salon
5211
BLOG

Rafał Ziemkiewicz. "Wkurzam salon". Odcinek XXV, ostatni

Wkurzam salon Wkurzam salon Polityka Obserwuj notkę 2

 

 

 

Piśmie katolickich fundamentalistów.

I oni jakoś nie czytali tego z wypiekami na twarzy. Recenzent zrozumiał, o co chodzi i postawił interpretacyjną hipotezę, słuszną czy nie, ale spójną, żeby to czytać jako opowieść o zdemonizowaniu, jak określa się w Kościele stan ducha i ciała oczko niżej niż pełne opętanie przez szatana – czyli jakby o procesie stopniowego wchodzenia zła w człowieka. Wykazał zresztą sporo zbieżności z tym, jak ten proces opisują egzorcyści, co uważam za pochwałę dla swojej roboty, bo w ogóle przy pisaniu tak na to nie patrzyłem i z wiedzą fachową egzorcystów się nie stykałem.

Był jeszcze jeden model recenzji: artykułowanie przez krytyczkę oburzenia, że bohater, a czasem wręcz wprost, że autor jest taki wstrętny, samolubny i niedobry dla kobiet. Chyba najlepiej to wszystko podsumowała Manuela Gretkowska, mogę się chyba bezpiecznie jej zdaniem zasłonić, bo przynajmniej na razie nikt z niej jeszcze nie zrobił „PiS-ówy”. Napisała, nie dosłownie takimi słowami, ale w tym sensie, że gdyby taką powieść napisał ktoś „z towarzystwa”, toby się wszystkie te ciotki feministycznej rewolucji nie posiadały z zachwytu, że tak zdemaskował obmierzłego samca i patriarchat, ale ponieważ autor politycznie z przeciwnej strony, zatem się poczuwają do obowiązku zjechać, choćby i bez sensu. Mniejsza o mnie, ale obserwacja jest celna, opinie „salonu” w takich sprawach zależą od tego właśnie, czy artysta jest nasz czy od tamtych.

Chyba żaden pisarz nie jest zadowolony z tego, co o nim piszą recenzenci.

I jest, niestety wobec nich bezbronny, bo przecież wykłócanie się z recenzentem, nawet jeśli się może łatwo dowieść, że nie zrozumiał, nie przeczytał albo celowo nagina do z góry założonej tezy, naraża na śmieszność. No ale co zrobić z takim na przykład gościem z „Wyborczej”, który z „Żywiny”, gdzie akurat erotyki jest bardzo niewiele, wyrwał jeden jedyny trzyzdaniowy „moment” i fakt, że bohater depiluje sobie narządy płciowe ? co w ogóle zdawało się wprawiać recenzenta w głęboki szok, jakby nie był to zabieg higieniczny uważany w cywilizowanych krajach za równie normalny jak golenie brody ? i wyszył z tego epistołę, jak to moja najnowsza powieść pokazuje, że prawicowcy mają obsesje seksualne i o niczym innym pisać nie potrafią. Nie wytrzymałem wtedy i na blogu skomentowałem te jego brednie, no i oczywiście wyszedłem na idiotę, który dał się sprowokować…

Ale wróćmy jeszcze do „Ciała obcego” i tego, skąd się wziął jego bohater.

Porównuję ten proces "tworzenie bohatera" z tym, co w aktorstwie nazywa się metodą Stanisławskiego. Konstanty Stanisławski, wielki rosyjski reformator teatru, zerwał z dawnym aktorstwem, które przypominało nadawanie alfabetem semaforowym, z tym mechanicznym powtarzaniem gestów i min przypisanych stanom uczuciowym i kazał aktorom szukać emocji w sobie. Jeśli twoja postać ma okazać gniew, to musisz sobie przypomnieć, jak sam byłeś w gniewie, co wtedy czułeś, jak się zachowywałeś, poniekąd znowu w sobie ten gniew wywołać w kontrolowany sposób. A jeśli czegoś nie możesz w sobie znaleźć, musisz to poznać. Dlatego w Ameryce, gdzie Stanisławski jest nadal podstawą aktorskiej edukacji, a gwiazdorskie gaże pozwalają pracować nad jedną rolą nawet rok, aktor, który ma zagrać na przykład alkoholika, zamyka się na parę miesięcy na odwyku z autentycznymi tremensami…

Dokładnie o to samo chodzi. Amator, debiutant pisze po prostu o sobie, ale zawodowy pisarz musi tworzyć różne postaci; i żeby one były autentyczne, zawsze musi to być jakiś rodzaj „ja możliwego”. Takie rozhuśtywanie w sobie emocji bywa niebezpieczne, podobnie zresztą jak aktorstwo; u Jerzego Grotowskiego przecież ludzie autentycznie wariowali od tych transów, jakie im aplikował. Otarłem się o te niebezpieczeństwa, nie przy „Ciele obcym”, ale wcześniej, przy „Walcu stulecia”, więc wiem. Są zresztą artyści tak walnięci na punkcie tego, co robią, że gdy mają opisać, jak ktoś wpada do studni, gotowi do niej naprawdę wskoczyć. Dopiero pewne profesjonalne wyrobienie uświadamia ci, że wystarczy tam zajrzeć, może ostrożnie zejść, pogadać z patologiem czy kimś takim…

Rozumiem, że chciałeś wyposażyć bohatera w takie zboczenie, że wszystkim spadną majtki...

Wiedziałem, że aby „Ciało obce” miało odpowiedni wydźwięk, bohater musi mieć ze swoją seksualnością nierozwiązywalny problem, coś, czego ani nie potrafi zaakceptować, ani nie może nad tym zapanować. Pierwszy pomysł, banalny, był taki, żeby go wyposażyć w skłonności homoseksualne. Ale szybko sobie zdałem sprawę, że tego nie napiszę, to zbyt obce, równie beznadziejne byłyby próby wyobrażenia sobie, jakby to było być owadem. Skrzywienie w stronę sadyzmu ? to bardziej, to już się napisać dawało. Tym bardziej że ustawiało mi szeroki plan powieści, gdzie przecież wszystko, polityka, życie rodzinne, biznes, nawet religia okazuje się relacjami sadomasochistycznymi, walką o dominację i prawo upokorzania. Powieść zaczęła się kleić, tym bardziej że przecież Hrabia to nawet nie żaden sadysta, tylko taki, jak sam mówi, „markizek ze Zadek”, nieudacznik, który się onanizuje, marząc o sile i dominacji, a kiedy wreszcie ma okazję swe fantazje spełnić, tak go to przeraża, że staje się impotentem. Dużą satysfakcją zawodową była dla mnie opinia prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, który zaproszony przez wydawnictwo na promocję, podżyrował mojego bohatera swą fachową wiedzą, mówiąc, że czytał książkę tak jak historię choroby prawdziwego pacjenta, z jakimi ma do czynienia.

Zafrapował mnie opis figli z Groszkiem. Finezja seksualna mnie jako czytelnika naprawdę poraziła. Od razu zacząłem się zastanawiać, skąd ty to wziąłeś...

Dziennikarz ma święte prawo do ochrony źródeł informacji, przyznajmy pisarzowi analogiczny przywilej milczenia o źródłach natchnienia.

 

 

 

Przepraszamy za opóźnienie: ten odcinek miał pojawić się na Salonie24 w piątek o 20:00, ale nastąpiły problemy techniczne, dlatego publikujemy go dopiero teraz. To już ostatni odcinek wywiadu, który prezentujemy na Salonie. W dalszej części książki znajdziecie następujące rozdziały: "UPR-owiec", "Michnikolog", "Stypendysta", "Nacjonista", "Dziennikarz". Książka jest do nabycia w dobrych księgarniach. Dziękujemy wszystkim czytelnikom.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka