Wkurzam salon Wkurzam salon
3007
BLOG

Rafał Ziemkiewicz. "Wkurzam salon". Odcinek XIV

Wkurzam salon Wkurzam salon Polityka Obserwuj notkę 4

 

 

Rozdział IV.

Fantasta

 

 

 

Młodzi ludzie piszą zwykle wiersze. Nic piękniejszego, jak zobaczyć taką grafomanię po latach: „huk wojennych dział i stosy rozszarpanych ciał...” itp. Co cię pchnęło w kierunku fantastyki?

Skala trudności. Napisać opowiadanie fantastyczne, żeby było i dobre, i ciekawe, i jeszcze niegłupie to wielka sztuka.

Raymond Chandler, którym byłem całe życie zachwycony, pisał ? u nas tłumaczono ten esej w zbiorze „Mówi Chandler” ? że prawdziwym wyzwaniem dla mężczyzny jest wziąć literaturę, którą wszyscy uważają za szmirę i pokazać, że można z niej zrobić coś godnego podziwu. W jego wypadku był to kryminał, ja tak samo podchodziłem do SF. Żaden honor pisać wiersze i podczepiać się pod pokolenia poetów, którzy sprawili, że pisanie liryki generalnie postrzegane jest jako godne szacunku. Marzyło mi się, że zarobię na szacunek tym, co samo z siebie szanowane nie jest.

Nie mam wielkiego sentymentu do tego, co pisałem w latach 80., bo to w gruncie rzeczy była strasznie naiwna i głupia „literaturka”. Starzy mistrzowie gatunku z pewnością spojrzeliby na to i stwierdzili, że są to typowe młodzieńcze wiersze, tylko dla niepoznaki o Marsjanach i rakietach. Takie dzieła siedemnastolatka, któremu jest źle, który jest zbuntowany, a zatem musi się wypisać. Wszystkie te moje opowiadania kręciły się wokół jakiejś rebelii: rebelianci w kosmosie walczyli z wrednymi kosmicznymi Jaruzelami.

Cenzura nie ingerowała ani razu?

Raz zaingerowała. Popadło na „Władcę szczurów”, sztandarowe moje opowiadanie, zresztą najlepsze, jakie udało mi się w tamtym okresie napisać i potem tytułowe w moim pierwszym zbiorze. Zaniosłem je do Parowskiego, do „Fantastyki”, a on powiedział, że w tym piśmie nie ma szans na druk, bo tekst jest za bardzo polityczny, ale wsadzi go do „Przeglądu Technicznego”. I potem zadzwonił z wiadomością, że już opublikowali moje opowiadanie. Ja oczywiście z wypiekami na twarzy pobiegłem do kiosku kupić ten numer, a tam ? co za rozczarowanie ? nic, ani dudu. A potem dostałem przekaz pocztowy ? jedną czwartą honorarium. Okazało się, że cenzura zdjęła tekst w ostatniej chwili, bo tam było o biciu ludzi pałkami, a akurat milicjanci w podobny sposób zamordowali Grzegorza Przemyka. Gdyby nie to tragiczne wydarzenie, opowiadanie by się pewnie ukazało. Zresztą dziś trudno byłoby dopatrzeć się w nim jakiejkolwiek aluzji do rzeczywistości PRL-u. Ale wtedy jakiś zgred w typie pana Małkowskiego, byłego prezydenta Olsztyna, bo on był cenzorem, uznał, że w tym tekście jest dynamit mogący rozsadzić system. Szybko się dowiedziałem, że zmian dokonano w ostatniej chwili. Po prostu wyciągnięto w tym celu numer z drukarni!

Dla kolegów zostałeś bohaterem.

No jasne. Byłem wiracha. Mogło się człowiekowi w głowie trochę przewrócić ? napisałem takie opowiadanie, że czerwony je zdjął! Co prawda Parowski trochę mi zepsuł tę radość, bo powiedział, że gdybym wysłał je na konkurs „Fantastyki”, to mógłbym liczyć na drugie bądź trzecie miejsce ? rozumiesz, drugie albo trzecie, zniewaga niesłychana, bo przecież byłem najlepszy… Ale i tak ? sukces niesamowity. Bodaj dwa razy w życiu byłem tak bardzo dumny z siebie. Drugi taki moment, kiedy przeżyłem prawie lewitację, nastąpił, gdy niedługo potem „Młody Technik” wydrukował moje opowiadanie „Historia”, generalnie o tym, że jacyś wredni Ziemianie ? w domyśle komuniści ? zniszczyli cywilizację na obcej planecie – w domyśle: jak Ruskie Polskę. Nic mądrego, jak dzisiaj na to patrzę, ale w słusznym duchu. Ówczesny redaktor odpowiedzialny za fantastykę w „Młodym Techniku” – Jerzy Klawiński, zwany Klawym ? opowiadał potem, że pojechał sobie na wakacje w Tatry i tam spacerując pod Reglami, spotkał jakiegoś bardzo miłego staruszka. W schronisku zgadali się o literaturze. Kiedy ten staruszek dowiedział się, gdzie Klawiński pracuje, zaczął go łajać: „To science fiction, co wy tam drukujecie, to jest skandal! A zwłaszcza niejaki Ziemkiewicz!”. Był oburzony: „Jak można mącić młodzieży w głowie, jak można takie wrogie treści jej przekazywać! Za moich czasów to kazałbym was zamknąć, a tego autora po prostu rozstrzelać”. Dowcip polegał na tym, że ten staruszek rzeczywiście miał swego czasu takie możliwości, bo za Gomułki był człowiekiem numer dwa w PRL-u ? nazywał się Zenon Kliszko. Ale na moje szczęście w latach 80. był już tylko wywalonym z partii emerytem… 

Jeszcze o „itd”. Piotr Gadzinowski, wtedy publicysta tej gazety, potem wicenaczelny u Urbana w „NIE”, napisał o twoich związkach ze „studenckim” tygodnikiem w ten sposób: „W 1984 r. redaktor Rafał Roykiewicz lansował na łamach komunistycznego »itd« młodego pisarza Rafała Ziemkiewicza. Wschodzącą gwiazdę krajowego science fiction. Odpowiedzialny towarzysz z Wydziału Prasy Komitetu Centralnego tropiący wówczas nieprawomyślność na łamach tamtego tygodnika nagle obsypał nas pochwałami: »Takich Ziemkiewiczów należy lansować. Wszelkie aluzje zrozumiałem, ale socjalizmu wprost nie atakuje« – usłyszałem. Po dwudziestu latach bohaterski Ziemkiewicz poucza Michnika…”.

To jest całkowita bzdura! Nic takiego nie mogło mieć miejsca. W „itd” nigdy nic mojego nie wydrukowano, jedyną próbą był ten zdjęty przez cenzurę „Władca szczurów” i zaniósł go tam Parowski, którego przejściowo zaprosili do redagowania kolumny SF, nie był członkiem redakcji. Nikogo z redakcji zresztą nie znałem, zwłaszcza nikogo o nazwisku Roykiewicz. Gadzinowski albo to zupełnie zmyślił, albo pomylił nazwiska; wzywałem go publicznie do sprostowania, ale nabrał wody w usta, a przecież nie będę się z nim procesował…

Może szkoda, już widzę ten tytuł w „Wyborczej”: „Kiedy Michnik siedział w więzieniu, Ziemkiewicz walczył z Marsjanami”.

Potraktujmy to jako dowód popularności ? te różne plotki, jakie są o człowieku rozpuszczane, żeby mu zaszkodzić. Gadzinowski i tak nie jest najbardziej pomysłowy, zdarzało mi się też czytać na przykład, że podczas gdy Michnik siedział w więzieniu, ja byłem przewodniczącym wydziałowego koła Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. A w rzeczywistości za moich czasów nawet w ogóle nie było na polonistyce takiego koła, ZSP też zresztą nie było. Ja za PRL-u poza klubem fantastyki nigdy nie należałem do żadnej organizacji czy związku. W pierwszej klasie liceum dowiedziałem się, że całą naszą klasę, nic nam nie mówiąc, zapisano cichcem do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, żeby poprawić szkolne statystyki, i zorganizowaliśmy wtedy z kolegą Azembskim, dziś ekspertem od bankowości, pierwszy w dziejach szkoły i naszych masowy bunt… To są zwykłe oszczerstwa i tyle.

 

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już do kupienia.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka