Wkurzam salon Wkurzam salon
3768
BLOG

Rafał Ziemkiewicz. "Wkurzam salon". Odcinek X

Wkurzam salon Wkurzam salon Polityka Obserwuj notkę 4

 

Rozdział III.

Student

 

 

 

Zdając na Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, przestałeś się chyba czuć dziwakiem i outsiderem?

To był właśnie wydział dla dziwaków i outsiderów. Na roku było sto dwadzieścia osób, z czego sto dziesięć dziewczyn. I to takich raczej specyficznych, jak to na polonistyce. Nie chcę mówić nic złego o urodzie koleżanek, ale dominował tam wtedy styl hippisowsko-stachurowski ? rzemienie na rękach, grube swetry, buty taternicze na grubych podeszwach. Z jakiegoś powodu, którego zupełnie nie rozumiem, filologia polska jako kierunek jest wybierana przez ludzi, którzy chcą zostać pisarzami. I tak było w moim przypadku. 

Tak jak psychologię studiują ci, którzy sami chcą sobie pomóc...

Być może.

Kto spośród profesorów był waszym mistrzem?

Zdecydowanie najpopularniejszymi pracownikami wydziału byli Michał Boni i Maciej Zalewski, młodzi asystenci z legendą opozycyjną. Prowadzili świetne zajęcia, obaj byli przyjaźnie ustosunkowani do studentów. Z punktu widzenia mojego roku III RP pokazała swe oblicze w taki sposób, że jeden okazał się tajnym współpracownikiem SB, a drugi aferzystą.

Studiowałem w okresie wyjałowienia intelektualnego, nie było w tamtym czasie jakichś ważnych wykładów, o których mówiliby wszyscy, brakowało charyzmatycznych profesorów, choć zdarzali się świetni wykładowcy. Takim był np. prof. Zbigniew Sudolski, który umiał zarazić zachwytem nad romantyzmem. Ceniłem wówczas także Antoniego Czyża, dziś już profesora, który miał bardzo ciekawe zajęcia o literaturze staropolskiej. Wtedy też dopiero zaczynano na pisarstwo baroku patrzeć jako na coś ciekawego, bo przedtem obowiązywała wykładnia Ignacego Chrzanowskiego, wedle której ta epoka była okresem zanikania piękna, a późną literaturę tamtego czasu uważano za szczyt grafomanii, z przysłowiowym wręcz ks. Baką i jego „Uwagami śmierci niechybnej”. Właśnie aby odwojować tę czarną legendę, „Fronda” wydaje nagrodę poetycką imienia ks. Józefa Baki, choć jest w tym element prowokacji. A Czyż potrafił pokazać, że barok właśnie jest ciekawy, nawet Baka jest ciekawy, tylko inny, i nie należy przykładać doń kryteriów oświeceniowych. Jakoś mi się to rymowało z moim podejściem do literatury popularnej. Dla mnie to także „inny” rodzaj literatury, ani gorszy ani lepszy, tylko mający odmienne zadania i kryteria. A u nas każda nudna piła od razu uchodzi za wielką literaturę, a jeśli coś jest dobrze napisane i lekko się czyta, to już za sam ten fakt traktowane jest lekceważąco.

Na duże uznanie zasługiwał też prof. Roch Sulima, wtedy jeszcze doktor. Właśnie u niego pisałem pracę magisterską. Muszę powiedzieć, że to był naprawdę fantastyczny gość, który uprawiał ze studentami kulturoznawstwo na wysokim poziomie. W ogóle uważam dorobek prof. Sulimy za ważny dla polskiej kultury; jego „Antropologia codzienności” jest kapitalną książką, którą każdy powinien poznać. Jako promotor zapowiedział, że można u niego pisać o wszystkim, pod warunkiem, że nikt jeszcze na ten temat nie pisał. Nie uznawał prac kompilowanych i przysłowiowego polonistycznego liczenia przymiotników u Mickiewicza. Ja oczywiście pisałem o fantastyce, opisywałem Fandom, ruch fanów fantastyki jako zjawisko kulturowe. Dla Sulimy to było oryginalne, a dla mnie dość łatwe. I tak przebił mnie Muniek Staszczyk, który na tym samym seminarium napisał jako magisterkę historię T. Love, czyli własnej kapeli.

Przypuszczam, że na polonistyce stworzyłeś swój własny „fandom”.

Na wydziale byłem chyba przezroczysty, za to w klubie funkcjonowałem jako nieformalny lider grupy autorów. Jeśli dobrze pamiętam, złapałem wtedy lekką manię organizowania życia młodoliterackiego SF, głównie pod kątem szkolenia w pisarskim rzemiośle. Niektóre przedsięwzięcia bardzo się udały, zwłaszcza warsztaty literackie w miejscowości o wdzięcznej nazwie Chlewiska koło Szydłowca. Siedzieliśmy tam tydzień całą grupą z Tadeuszem Lewandowskim, moim wykładowcą z wydziału, którego namówiłem na taki wyjazd, przerabiając historię literatury XX wieku pod kątem współczesnych technik narracyjnych. Uważałem, że owa wiedza jest taką skrzynią z narzędziami, które trzeba poznać i nauczyć się nimi posługiwać. Zawsze gdy mnie ktoś pyta, czy można nauczyć się pisać, odpowiadam pytaniem: a czy można nauczyć się grać na skrzypcach? Nie „można”, tylko „trzeba”! Nawet kiedy człowiek ma niezwykły talent, bez takiej nauki biorąc skrzypce do ręki, wirtuozem nie zostanie.

 

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka