Wkurzam salon Wkurzam salon
4504
BLOG

Rafał Ziemkiewicz. "Wkurzam salon". Odcinek IX

Wkurzam salon Wkurzam salon Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

Pamiętam, kiedy na początku lat 90. w Harendzie podczas koncertu rockowego Tadeo wskoczył na scenę, przeprosił zespół i powiedział, że musi koniecznie przeczytać wiersz. Wszyscy zamilkli, a on odczytał ów wiersz.

Odczytał? Ja go pamiętam jako gościa, który znał wszystkie wiersze świata na pamięć. On deklamował z głowy całą klasykę, i to na przykład sonety Szekspira w różnych przekładach, a jeszcze umiał je porównać z oryginałem. I potrafił fantastycznie wyciągnąć z literatury piękno, sens, zestawiać ze sobą szkoły, epoki, wskazywać nawiązania, wpływy, inspiracje – sam tym żył. Dzięki Karpiszowi zafascynowałem się poezją Stanisława Grochowiaka i sam nagle zauważyłem, że znam mnóstwo wierszy na pamięć. Tadeo do tego twórcy miał szczególne nabożeństwo.

Chodziłeś do niego na prywatne lekcje?

Tadeo nie pracował już wtedy jako nauczyciel, tylko jako bibliotekarz. W technikum na Kasprzaka. Przychodziłem do niego do tej biblioteki, „do fabryki”, jak mówił, i z początku były to regularne korepetycje. I powtórzę, właśnie ten facet, świeć, Panie, nad jego duszą, nauczył mnie literatury. Poustawiał mi to wszystko w głowie tak, że w efekcie na polonistykę zdałem gładko, w ogóle nie stresując się egzaminami wstępnymi.

Wiem, że takich uczniów miał więcej, żył z tego, ale ja dość szybko awansowałem na wyższy poziom zażyłości, czego oznaką był fakt, że odmówił mi przyjmowania jakiejkolwiek kasy. Korepetycje zaczęły się zmieniać w relacje ucznia z mistrzem i przeniosły się do wnętrz innych niż szkolne, najczęściej do SPATiF-u w Alejach Ujazdowskich. Dzwonił do mnie o ósmej albo dziewiątej wieczorem, mówiąc, żebym się zjawił w owym klubie, a szatniarza przy wejściu poinformował, że idę do „pana Karpisza”. Niesamowite, ale moja mama, która była w takich sprawach bardzo zasadnicza, alkohol tolerowała wyłącznie od święta, włóczenie się po knajpach uważała za coś odrażającego, a godzina wieczornego powrotu do domu była święta, do Karpisza miała taką słabość, że w ogóle nie było problemu ? gdy on dzwonił, że mam jechać, jeszcze mnie popędzała. Wsiadałem w taryfę czy autobus i docierałem pod ten nieszczęsny SPATiF, w którym biesiadował Tadeo w towarzystwie jakichś ludzi, których nazwiska pamiętałem z podręcznika do literatury współczesnej. Przychodziłem, a on mówił: „To jest mój uczeń”.

Kogo wtedy poznałeś?

Większość to byli różni poeci, dzisiaj trochę zapomniani, najczęściej z grupy poetyckiej „Hybrydy”. Karpisz przesiadywał w towarzystwie asa przestworzy z Dywizjonu 303 Stanisława Skalskiego, mieszkał jakiś czas u Andrzeja Jaroszewskiego, znanego dziennikarza radiowego i propagatora jazzu, przyjaźnił się także z Jonaszem Koftą. Z tej ostatniej znajomości dużo miałem skorzystać, bo to był świetny poeta i tekściarz. Pamiętam np. niezwykle ciekawe rozmowy z nim o Stachurze. Kofta osobiście znał go dość dobrze, więc choćby tylko z tego powodu wówczas mi imponował, bo autor „Siekierezady” był dla ludzi mojego pokolenia kimś w rodzaju bóstwa.

Czyli Karpisz zabrał ciebie – wtedy okularnika klasowego – na ówczesny parnas...

Nie był to może wielki parnas, bo w SPATiF-ie dominowali wtedy trzeciorzędni, licencjonowani przez partię pisarze i poeci. Poznałem po prostu ten światek zamkniętych imprez literatów. Spotkałem tam kilka niezwykle ciekawych osób, ale w ogóle to środowisko w całości szybko zaczęło budzić we mnie ogromną niechęć. Mówiąc po biblijnemu, była to dla mnie ruja i poróbstwo. Ja wtedy prawie w ogóle nie piłem, a oni tam strasznie chlali. Pijany człowiek po paru kieliszkach, choćby był niezwykłym geniuszem, wygląda już tylko jak zwykły pijak. I jakoś mnie ten świat nie wciągał. Grześkowi, mojemu najstarszemu bratu, te postaci chyba bardziej imponowały. Być może gdybym poznał to środowisko w czasach legendarnych „Kameralnej”, Marka Hłaski i Marka Nowakowskiego, może by mi się bardziej spodobało.

Zabawne, że w tym SPATiF-ie, już zupełnie zmienionym i przebudowanym, urządzałem potem swoje wesele z Olą, bo jako aktorka i członkini ZASP-u miała tam prawo do rabatu. Wystrój się zmienił, ale ciągle członkowie tego związku mogą liczyć na tanie obiadki, rzecz, która w pewnym okresie życia jest nie do pogardzenia.

Rozumiem, że w pewnym momencie miałeś już dość tych imprez.

Oczywiście. Pamiętam jeden szczególny moment upodlenia alkoholowego w Domu Dziennikarza na Foksal, który mówił wiele o tym towarzystwie. Umówiliśmy się wówczas z Tadeuszem kolejny raz na korepetycje w knajpie. Nigdy nie wiedziałem, kiedy odbędzie się następna lekcja, więc głodny wiedzy pobiegłem na ulicę Foksal. Kiedy się pojawiłem, Tadeo siedział kompletnie już narąbany przy stoliku w restauracyjnym ogródku, gdzie rezydował jakiś podpity jegomość, któremu zresztą w końcu nie zostałem przedstawiony. Prawdopodobnie był jakimś wielkim literatem owych czasów, bo mądrzył się i bufonował przeraźliwie, a kiedy zapytałem, jak się nazywa, poczuł się wyraźnie dotknięty. No, ale siedzę z nimi i kiedy przyszedł kelner, ktoś go spytał, dlaczego fontanna jest wyłączona, skoro mamy upał. A kelner takim znudzonym głosem odpowiedział: „Sanepid kazał wyłączyć, bo konsumenci szczali do wody”. I takie to było towarzystwo.

Tamto pokolenie jest już słabo widoczne w życiu publicznym. Dzisiaj mamy nowych pisarzy i dziennikarzy, ale ciągle z takich, co jak sobie golną, to szczają do kawiarnianej fontanny. Ich wrażliwość, ich inteligencja, powaga w podejściu do życia i rechot są jednak dość podobne do tych elit intelektualnych, które poznałem w latach osiemdziesiątych.

 

 

Na następny odcinek zapraszamy w poniedziałek o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka