Wkurzam salon Wkurzam salon
4655
BLOG

Rafał Ziemkiewicz. "Wkurzam salon". Odcinek VIII

Wkurzam salon Wkurzam salon Polityka Obserwuj notkę 7

 

 

Tym bardziej że pierwsze sukcesy jako pisarz odniosłeś już w wieku siedemnastu lat.

Przy czym trzeba tu zaznaczyć, że Jaruzelski próbował udaremnić moją karierę dziennikarską. Na konkurs literacki, w którym wtedy startowałem, można było przesyłać utwory do końca grudnia 1981 roku, a ten drań, żeby mi to uniemożliwić, wprowadził stan wojenny i pozamykał wszystkie placówki pocztowe. Ale ja byłem uparty: po prostu pojechałem i dowiozłem swoje opowiadania osobiście pod wskazany adres, do Naszej Księgarni na Powiśle. I wygrałem ten konkurs, zdobyłem jedną z głównych nagród i jeszcze wyróżnienie, razem zarobiłem dziesięć tysięcy złotych. To były całkiem zdrowe pieniądze jak na 1982 rok, wystarczyły mi na długo.

Gdzieś półtorej średniej pensji w tamtych czasach.

Mniej więcej. Jak „Odgłosy”, a potem „Młody Technik” zaczęły publikować moje opowiadania, to znaczy, zacząłem w miarę regularnie zarabiać pieniądze, stać mnie było na używki z Peweksu. Pamiętam, że do klubu fantastyki SFAN, do którego zacząłem uczęszczać jako licealista, wypadało przynosić pall malle albo camele bez filtra. A najlepiej ? chesterfieldy, też bez filtra oczywiście. To był odpowiedni, męski fason ? palić takie fajki, drogie, ale zarobione własną ciężką pracą. I strasznie ordynarnie przeklinać. Oczywiście przy kolegach. W domu za takie słowa dostałbym w łeb, aż by zadudniło.

Odzyskałem dzięki temu konkursowi i dyplomowi szacunek do siebie, mocno nadwątlony przez pana od WF-u każącego nam robić ewolucje i skoki, które mnie przerastały. No i widziałem, że ojciec jest ze mnie autentycznie dumny, a to było najfajniejsze. Kiedy ukazało się moje pierwsze opowiadanie w łódzkim piśmie „Odgłosy”, mojego tatę rozpierała duma: wykupił numer z moim opowiadaniem ze wszystkich kiosków na Stegnach! Co z tego, że to była jakaś naiwna głupotka. Jeszcze nigdy wcześniej żadnego Ziemkiewicza, o ile mi wiadomo, w gazetach nie drukowano.

Czy pojawił się w tamtych latach w twoim życiu ktoś, kto utwierdził cię w wyborze pisarstwa?

Bardzo mocno moje zainteresowanie literaturą rozwinął Tadeusz Karpisz, znany jako Tadeo, nauczyciel polskiego, znany w Warszawie intelektualista, kloszard.

Tadeo to legenda.Wagabunda i filozof, przyjaciel zbuntowanych studentów. Poznałem go już u schyłku jego życia, kiedy codziennie rano odwiedzał parę wydziałów, w tym obowiązkowo filozofię. On uczył w twoim liceum?

Tak, ale wtedy, gdy mnie tam jeszcze nie było. Przed moim przyjściem wyrzucono go za niesubordynację wobec dyrektora – częsta rzecz w przypadku tak niepodległego charakteru. Kiedy przyszedł do szkoły z wizytacją jakiś partyjny kretyn i zaczął ustawiać nauczycieli, Tadeo nazwał go cymbałem, no i oczywiście dyrektorka z punktu go wywaliła. Zresztą pewnie by wyleciał i bez tego, bo to była sytuacja trochę jak w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”, ciągle był skonfliktowany z innymi nauczycielami, którzy mieli mu za złe, że w różnych sprawach bierze stronę uczniów, podrywając autorytet kadry.

Do tego liceum uczęszczali wcześniej obaj moi bracia, więc kiedy ja się tam pojawiłem, miałem już przechlapane za nazwisko. Bo, trzeba im to przyznać, obaj nie zostawili najlepszej pamięci jako osobniki niesubordynowane i wywrotowe. Nie znam szczegółów, ale chyba rzeczywiście zapracowali oni uczciwie na tę opinię. Odziedziczyłem wychowawczynię bezpośrednio po średnim bracie, straszną partyjniaczkę, która mściła się na mnie za to, że on polemizował na lekcjach z jej jedynie słusznymi interpretacjami. Bo to była tego rodzaju polonistka, która stawiała mi z wypracowań trójki, pisząc „błędna interpretacja tekstu”, choć nie mogła znaleźć ani jednego błędu ? gdyby znalazła, byłaby oczywiście lufa. Więc przez pierwsze dwa lata z polskiego miałem bodaj najgorsze oceny. W sumie bycie w konflikcie z nauczycielem na dobre wychodzi, trzeba się wtedy mocniej sprężać, żeby nie dać profesorowi łatwego pretekstu do tego, by mógł się do ciebie przywalić. Bo na przykład z matematyki miałem nauczycielkę świetną, do rany przyłóż, i niestety dzisiaj jestem w sprawach ścisłych głupi jak przysłowiowe kilo kitu.Natomiast najstarszy brat uczył się jeszcze u Karpisza, dobrze go znał, a ponieważ twardo wybierałem się na polonistykę, poznał mnie z nim.

Tadeo był urodzonym kloszardem, wielkim erudytą, z niesamowitą pamięcią pełną cytatów na każdą okazję. I na ile mogę osądzić, wcale niezłym poetą, który, niestety, swoich utworów programowo nie zapisywał, wyłącznie wygłaszał je w sytuacjach towarzyskich, więc wszystkie one, obawiam się, przepadły. No i był też strasznym alkoholikiem. Chwilami nieobliczalnym. I takim dumnym kloszardem; kiedy dom, w którym go goszczono, przestał mu się podobać, po prostu go opuszczał. Prawdopodobnie był ciężkim człowiekiem do życia, bo słyszałem, że obrażał się na przyjaciół, u których pomieszkiwał, tym bardziej, im więcej mu okazali życzliwości. Zresztą obrażał się prędzej czy później na wszystkich, czy były powody, czy nie; po prostu, trzeba powiedzieć, był szurnięty i nieprzewidywalny. Ale miał przy tym niezwykły talent pedagogiczny i fascynującą osobowość.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka